A dobra, niech będzie, mimo że nie dokończyłem odsłuchu wszystkiego, co zamierzałem.
1. Wolfbrigade - w notatkach napisałem sobie połączenie thrash metalu z hard rockiem, a na Wikipedii widzę crust punk. Tyle, jeśli chodzi o moją wiedzę ekspercką. Nie wiem, jak to sklasyfikować, ale jest to po prostu ostre, szwedzkie szybkie granie, raczej bez hamulców, z brudnym, niewyraźnym wokalem. Fajna sprawa, choć nierewolucyjna.
2. Haimad - znowu Szwecja, ale tym razem melodyjny, symfoniczny black metal. Jakby ktoś poszedł do driady mieszkającej w lesie (no bo gdzie driada ma mieszkać), dał jej gitarę elektryczną i powiedział "graj". Czuć tutaj atmosferę, taki trochę magiczny klimat, snutą opowieść rodem z fantasy, trochę miałem też skojarzenia z Summoning (choć to zupełnie nie takie granie), ale też jest porządny, "blastowany" black metal. Powiedzmy, że to bardziej atmosferyczny i leśny Moonlight Sorcery czy też bardziej instrumentalny Emperor.
3. Mork Gryning - co ja z tą Szwecją dzisiaj... To znowu kapela z tego kraju, ale tym razem mamy porządny, szybki, mięsisty black metal, który po prostu daje energię. Dużo blastów, dużo walenia, agresji... Ale ona czasem się kończy i wtedy mamy wolniejsze, klawiszowe fragmenty, które już są gorsze. I tak warto dać szansę.
4. Vetro oraz Crush the Rats - pierwszy włoski, a drugi francuski, ale oba to kapele grindowe, ostropunkowe, które po prostu mają dać wpierdziel. I to robią. Bardziej podobał mi się ten drugi zespół, bo miał utwory o normalnej, choć nie za obfitej długości.
(1/2)
@muzykametalowa #muzyka #Metal #MetalPany #BlackMetal #DeathMetal